Anthyllis vulneraria
Nasza rodzima nazwa nie jest tak wdzięczna jak wygląd prezentowanej byliny, no bo przelot pospolity i na dodatek jeszcze opisywany jako roślina pastewna (sic!). To ze względu na dużą zawartość białka i szerokie występowanie na naturalnych pastwiskach. Ale jest też rośliną leczniczą, w przeszłości należał do najbardziej znanych ziół używanych do gojenia ran. Wykorzystywano świeże liście do okładów, a sporządzane z nich wywary do ich przemywania. Angielski synonimy nazwy bezpośrednio nawiązują do tej właściwości – Wound healer lub Woundwort, czyli uzdrowiciel ran lub brzeczka (roztwór wodny) do ran. Szczególna znajomość i popularność rośliny na Wyspach Brytyjskich wynika zapewne z faktu, że ilość pastwisk jest tam znacznie większa niż w każdym innym kraju. Tam też wysuszone główki kwiatowe zastępują często herbatę. O ile w wiekach przeszłych zaparzane były tylko w biednych domach, to obecnie ze względu na odkryte właściwości wspomagające przemianę materii, przyrządzane są powszechnie.
Anthyllis vulneraria poza Wyspami występuje na stanowiskach naturalnych prawie w całej Europie, Azji Mniejszej i Afryce Północnej. Z początkiem XX wieku wprowadzony został na pastwiska Nowej Zelandii. W Polsce rośnie na łąkach niżu i z powodzeniem na terenach podgórskich, suchych i wapiennych. Jako gatunek w formie podstawowej z kwiatem żółtym. Uprawiany w moim ogrodzie Anthyllis vulneraria varia Coccinea to kwiat szkarłatny. Pojawiła się w sprzedaży odmiana "Fireberry" i spotkać można też odmianę "Rubra". Są to bardzo podobne kultywary do prezentowanej przeze mnie var. coccinea. Nie widziałem tych odmian na żywo i sądzę tak z porównania zdjęć. Forma uprawna od występującej naturalnie różni się kolorem kwiatu i słabszym systemem korzeniowym. Przez to drugie nie jest tak długowieczna i odporna na warunki atmosferyczne, tj. zalewanie czy wymarzanie. Kwiaty szkarłatne, bo i to z łaciny znaczy coccinea – w moim ogrodzie...Kwitnie od maja przez miesiące letnie, długo i pewnie. Kwiaty bardzo ładne, w kształcie motylkowe, o charakterystycznym rozdętym niczym lampion chiński kielichu. W czasie kwitnienia oblatywane i zapylane przez przez pszczoły, jak spotyka się też i motyle. Po przekwitnięciu pozostają zasuszone kwiatostany z owocami w formie kulistych strąków, w których znajdują się dwukolorowe zielono-żółte nasiona. Pozostają też rozety ozdobnych niebieskawych liści. Anthyllis vulneraria var. coccinea w moim ogrodzie...
Wspaniale się rozrasta i też sieje, ale nie jest ani w jednym ani w drugim byliną ekspansywną. Raz wprowadzony do ogrodu pozostaje w nim na długo. Nawet jeśli wymarznie czy zamrą rozety, to zawsze są gdzieś siewki, a i warto też stworzyć stanowisko zapasowe – tak robię w moim ogrodzie w przypadku bylin krótkowiecznych. Wymaga stanowiska mocno nasłonecznionego, suchego, o podłożu przepuszczalnym i lekko zasadowym. Doskonale sprawuje się na skalniakach i podwyższonych rabatach. Warty sprowadzenia do ogrodu nawet jeśli pozostanie w nim jako bylina dwuletnia. Zachęcam do uprawy – nie tyle aby posiadać coś dziwnego w ogrodzie, co dla niepospolitego uroku kwiatów przelota pospolitego.
Piotr Szustakiewicz
- Brak komentarzy
Komentarze