Sangwinaria, której mogło nie być
W pierwszych dniach kwietnia roku 1916, Guido von Webern postanowił dokładnie sobie obejrzeć nabytą zeszłej jesieni siedmioakrową posiadłość. A była jedną z najładniejszych w całym Dayton (Ohio, USA) – położona poza centrum miasta, u zbiegu Turner Road i North Main Street. Jeśli dzisiaj skorzystamy z Google Earth i wybierzemy się tam na spacer, miejsce to znajdziemy na osiedlu domków jednorodzinnych, na tyłach Walgreens Pharmacy. Najłatwiej tam dotrzeć skręcając za parkingiem apteki i myjnią samochodów, w Grennhill Road i dalej w prawo w Falsom, do Knollview Court. Podążając uliczkami meandrującymi między zielonymi pagórkami, jesteśmy dokładnie na terenie, który tak oczarował von Weberna. Tak jak 100 lat temu rosną tam dęby, lipy, platany, klony i catalpy. Z początkiem XX wieku miejsce to było oazą spokoju, co najwyżej raz dziennie albo i rzadziej, przemknął tylko Ford modelu T. Teraz tam więcej samochodów i domów, choć parterowych i ładnie wkomponowanych w krajobraz. Nic dziwnego, że von Webern będąc wielkim pasjonatem ogrodów i roślin, polubił to miejsce jak tylko je zobaczył. A kiedy już stał się właścicielem tego zakątka, mógł dokładnie przepatrzeć cały rosnący tam botaniczny inwentarz. Poszycie zboczy wzgórza było w stanie zupełnie naturalnym, rośliny rosły tam w najlepsze sobie same, wysiewając się co roku i powiększając stanowiska.
Tak też musiało być ze znaną Webernowi sangwinarią kanadyjską (Sanguinaria canadensis). Z daleko już widać było kwiaty, które wyglądały niczym pozostały pod drzewami po zimie śnieg. Z bliska prezentowały się jeszcze lepiej, ukazując absolutną biel płatków, z reguły od 6 do 8 w jednym okółku oraz żółte liczne pręciki...
Von Webern doskonale pamiętał skąd wywodziła się nazwa Sanguinaria – to od łacińskiego sanguis, który oznacza krew. Taki kolor ma sok rośliny, który pojawia się przy jej podziale (na zdjęciu z mojego ogrodu) czy wyłamaniu pędów. Wypływa jak krew i podobnie zasycha tworząc skrzep na ranie. Od stuleci służył Indianom jako barwnik tkanin i do malowania barw wojennych. W medycynie wykorzystywali go jako środek wymiotny, w leczeniu raka skóry i do płukania w schorzeniach jamy ustnej. Przyrządzany jednak musiał być w ściśle określonych proporcjach, spożyty w znacznym stężeniu w dużych ilościach może doprowadzić do śmierci. Taki przypadek odnotowano w 1869 roku w szpitalu Bellevu (Nowy York), gdzie 4 pacjentów zmarło po wypiciu soku sangwinarii, który pomylili ze spirytusem. Mając to wszystko w pamięci, von Webern postanowił dokładniej przyjrzeć się pędom i wtedy zauważył, że jeden z kwiatów jest zupełnie inny. O ile te wokół były kształtu pojedynczego – to ten był bardzo pełny, o rozetowym układzie płatków. Tych już nie było nawet 16, a co najmniej 50! Szczęśliwy odkrywca botanicznego fenomenu dokładnie oznaczył miejsce znalezienia mutacji, a nawet ogrodził całe stanowisko. Przez kolejne trzy lata sangwinaria o kwiatach pełnych rozrosła się na tyle, że można ją było podzielić i przesłać innym do botanicznej oceny. Pierwsze rośliny trafiły do arboretum w Arnold (Kanada), gdzie zachwyciły zarówno personel jak i zwiedzających. Dyrektor tejże placówki, H.E. Wilson, w kronikach Gardeners Chronicle z maja 1923roku, po raz pierwszy użył nazwy Sanguinaria canadensis var. multiplex w znaczeniu nowej odmiany wielopłatkowej. Choć znacznie wcześniej była już znana inna sangwinaria kanadyjska o 14-15 płatkach w dwóch okółkach, opisana w 1732 w Hortus Elthamensis przez niemieckiego botanika Johanna Jacoba Dilleniusa, jako Sanguinaria major flore pleno. Oczywiście sangwinaria Weberna była o nieporównywalnie pełniejszych kwiatach, tu już nie było mowy o wielopłatkowości, co wielokrotności płatków. Dla wyróżnienia tak niezwykłej mutacji, w 1931 roku amerykański botanik Charles Weatherby uznał ją za formę czyli wyżej niż odmianę. W moim ogrodzie Sanguinaria canadensis forma multiplex w pąkach...
Sangwinaria, którą zostało obdarowane Arnold Arboretum, nie przetrwała tam do czasów obecnych. Podobnie jak i pierwotne stanowisko w Dayton, które zanikło w połowie lat sześćdziesiątych XX wieku, na wskutek zaniedbania ze strony nowych właścicieli. Jak więc to możliwe, że jednak możemy się cieszyć tak niespotykaną sangwinarią? Na dodatek sprawę komplikuje fakt o którym wiedziano od początku – jest to forma sterylna i nie zawiązująca nasion, a więc pozostaje tylko rozmnażanie wegetatywne czyli przez podział. Otóż na szczęście dla nas wszystkich, Guido von Webern postanowił, poza wspomnianym arboretum, wysłać również roślinę do swojego przyjaciela Henry Teuschera, późniejszego dyrektora Ogrodu Botanicznego w Montrealu. To przedsięwzięcie długo pozostawało nieznane. Jego odkrycie, jako swoistego ogniwa w rozpropagowaniu rośliny, jest zasługą amerykańskich ogrodników, małżeństwa Laury i Lincolna Forester. Jak piszą o tym w swojej książce "Cuttings From A Rock Garden" (1997), Henry Teuscher jest tym, który podzielił otrzymaną sangwinarię i rozesłał do ogrodów botanicznych Ameryki Północnej i Europy. Sanguinaria candanesis f. multiplex w moim ogrodzie 100 lat później... Kwiatów co roku jest ich więcej, choć sama roślina rozrasta się wolno podziemnymi pazurowatymi pędami. Te każdej wiosny, zazwyczaj w połowie kwietnia, wybijają pojedynczo, z widocznymi już pąkami kwiatowymi i zwiniętymi liśćmi. Czas kwitnienia trwa w zależności od aury, im cieplej tym niestety krócej. Cechą charakterystyczną Sanguinaria canadensis f. multiplex jest nie tyle brak pręcików i słupków, co ich przekształcenie się w dodatkowe płatki. A płatki są białe, wielokrotne w pięciu okółkach, podłużne i wyraźnie żyłkowane. Kwiaty kuliste, pomponowe, z zielonkawym oczkiem...