Delosperma z przypołudnikowatych
Delosperma nie ma rodzimej nazwy, a co wynika z faktu, że znana jest w polskich ogrodach dopiero od lat osiemdziesiątych XX wieku i zatem można tu postawić tezę, że imienia słowiańskiego jeszcze się po prostu nie doczekała. Nie jest w skali europejskiej to i niezwykłe, ponieważ sam rodzaj został ustanowiony nie tak dawno, w 1925 roku przez Nicholasa Edwarda Browna (1849-1934). To brytyjski botanik pracujący w Kew Gardens, autorytet z dziedziny sukulentów i znawca flory Południowej Afryki, skąd też pochodzą 162 ze 170 znanych gatunków delospermy. Tam też ich kwiaty nazywane są intelezi czyli przynoszące szczęście, chroniące od złych duchów i czarów. Zuluscy wojownicy przed wyruszeniem do walki, mieli w zwyczaju swoje ciała i broń obmywać wodą do której dodawano sproszkowane kłącza - co miało ich strzec, jak i przewidzieć plany wroga. Innemu szczepowi Bantu, korzenie służyły do wytwarzania piwa o działaniu odurzającym i to chyba jedyne znane zastosowanie konsumpcyjne rośliny, jeśli można to tak nazwać. Ponadto w Lesotho, położonym w tej samej części Afryki, są i obecnie bardzo często sadzone w bliskim sąsiedztwie domów, aby otaczały te opieką w czasie burz i broniły domowników przed piorunami.
W środowisku naturalnym delosperma występuje zarówno na siedliskach nadmorskich, leśnych i położonych na najwyższych szczytach górskich regionu. Szczególne bogactwo gatunków spotkać można w Prowincji Przylądkowej Wschodniej należącej do Republiki Południowej Afryki. Wbrew pozorom nie są to rejony pustynne. Roślina potrzebuje do wegetacji znacznej ilości wody, która może też być przechowywana w grubych mięsistych liściach, a co z kolei pozwala na przeżycie okresowych stanów suszy. Pomocne są w tym również grube korzenie, które u niektórych gatunków są na wpół zdrewniałe i mają zdolność przetrwania lokalnych pożarów. Delospermy nie mogą z powodzeniem rywalizować z trawami i innymi roślinami, stąd też rosną i rozwijają się na siedliskach skalistych, gdzie konkurencja jest mniej ostra, a gleby płytkie i ubogie. Gwarantuje to też niestagnowanie wody w obrębie korzeni podczas zimowych opadów deszczu, a czego i rośliny nie tolerują. Pochodzenie afrykańskie nasuwa myślenie o nikłej mrozoodporności i tu czeka nas niespodzianka, niektóre gatunki znoszą na stanowiskach suchych spadki do -23.3 ºC (USDA 6a), a pod przykryciem nawet niższe temperatury. Nie bez powodu w angielskich synonimach znajdujemy terminy hardy (roślina mrozoodporna), jednakże już przy którym ice nie ma nic wspólnego z tym, że nie straszne jej nawet zlodowacenie. Chodzi tutaj o podkreślenie pewniej szczególnej cechy jaką są pęcherzyki włoskowe pojawiające się na liściach i podobne kryształkom lodu, które załamują promienie słoneczne. Polecam każdemu dopatrzeć i poobserwować to niecodzienne zjawisko. Natomiast w samej nazwie łacińskiej nie ma nic odkrywczego – delos znaczy widzialny, a sperma to nasiona, które tutaj są pozbawione łuski i dobrze widoczne. W Polsce na rynku często spotyka się nazwę słonecznica, która jest niepoprawna i zarezerwowana dla innego rodzaju z rodziny goździkowatych, którego naszym rodzimym przedstawicielem jest słonecznica wąskolistna (Heliosperma quadridentatum). Natomiast delospermy przynależą do rodziny przypołudnikowatych, zwanych ostatnio pryszczyrnicowatymi. To rośliny dwuliścienne o charakterze sukulentów czyli posiadające zdolność do magazynowania wody w liściach..
Delosperma w ogrodach doskonale odnajduje się na stanowiskach podobnych do naturalnych. Zdecydowanie wystawa południowa, ponieważ kwiaty otwierają się i pozwalają podziwiać tylko w pełnym słońcu. Gleba o odczynie zbliżonym do obojętnego, uboga, lekka i przepuszczalna, bardzo dobry drenaż pozostaje sprawą kluczową w powodzeniu uprawy. Mając powyższe na względzie roślina jest idealną na skalniaki, zbocza i nawet niewielkie klify po których potrafi się wspinać. Elementem ozdobnym są pojedyncze, okółkowe i strokrotkowate kwiaty, które pojawiają się w maju i czerwcu, a także okazjonalnie późnym latem. Kolor w zależności od gatunku - od białych, przez żółte, po purpurowe i nawet bicolor spotykany u odmian uprawnych pochodzących z krzyżowania. Warto też zauważyć, że kultywary-hybrydy potrafią kwitnąć od wiosny po pierwsze przymrozki. Delosperma wspaniale sprawdza się również jako roślina okrywowa, ze względu na płożący pokrój i szybkie rozrastanie w zapewnionych odpowiednio warunkach. Większość gatunków daje też samosiew, kwiaty zapylane są przez pszczoły, trzmiele i motyle.
Pierwszą, tego rodzaju, w moim ogrodzie była Delosperma cooperii – niezwykle wdzięczna w purpurowych kwiatach z białym oczkiem, które zdobiły mi skalniak przez całe lato. Mrozoodporność podawana jest od -17.8 ºC do -23.3 ºC (USDA 7a- 6a), jednak zima roku 2012 była ze spadkami znacznie poniżej -30 ºC i nie udało się jej utrzymać w klimacie Mazowsza. Pewnym rozwiązaniem jest przygotowywanie każdej jesieni sadzonek z pędów wierzchołkowych, przechowywanie przez zimę i co wiosenne wysadzanie na rabaty. Gatunek jest niezwykle popularny w uprawie w krajach Europy położonych na zachód od Polski, gdzie pod zimowym okryciem doskonale spisuje się jako bylina. To o niej Anglicy mają w zwyczaju mawiać Hardy Ice Plant, ale też wiadomo jakie na Wyspach są zimy. Gatunek został nazwany na cześć Thomasa Coopera (1813-1915), brytyjskiego botanika podróżującego w poszukiwaniu ciekawych roślin. Z jednej ze swoich wypraw do Afryki Południowej przywiózł też tę delospermę. To z jego córką ożenił się wspomniany już na początku Nicholas Brown. Oczywiście nie znaczy to wcale, że koneksje rodzinne zadecydowały o nazwie. Cooper był naukowcem i pracownikiem w królewskich Kew Gardens, a tam wiadomo – zatrudnia się tylko najlepszych. Wśród innych synonimów gatunku pochodzącego z prowincji Oranje (RPA), znaleźć można również Trailing Ice Plant (trailing czyli o powłóczącym się pokroju), Pink Carpet i Cooper's Ice Plant. Niemcy tę delospermę nazywają Stunden-Mittagsblume co ma oznaczać wieloletnią roślinę z kryształkami lodu. Obok walorów ozdobnych kwiatów, liście maja zdolność do zmiany koloru na czerwonawy wraz z pierwszymi przymrozkami, co czyni roślinę jeszcze ciekawszą. Zimy u nas coraz łagodniejsze, więc i na pewno podejmę jeszcze próbę jej ponownego zaprowadzenia w moim ogrodzie, pamiętając o wykonaniu bardzo starannego drenażu.
Podobnie miały się też sprawy z Delosperma nubigenum, która nie przetrwała po wczesnowiosennym zalaniu stanowiska przez znajdujące się w pobliżu oczko wodne. Sam gatunek uważany jest za mrozoodporny i opisywany nawet do -23.3 ºC. W środowisku naturalnym występuje w Południowej Afryce i nie ma nic wspólnego z Nubią, starożytną krainą w dorzeczu Dolnego Nilu. W żaden sposób nie może też być nazywany delospermą nubijską, jak to często można przeczytać na polskich forach i u sprzedawców. Nubigenum w łacinie znaczy urodzona w chmurach, co określa rośliny występujące na terenach górzystych, na znacznej wysokości ponad poziomem morza. Anglicy nazywają ją Yellow Hardy Ice Plant przez odniesienie do kolorów kwiatów. Synonim niemiecki to Lesotho-Stunden-Mitttagsblume czyli wskazanie kraju powszechnego występowania. Roślina mimo afrykańskiego pochodzenia potrzebuje do letniej wegetacji znacznej wilgoci i długotrwałe przesuszenie upalnym latem może doprowadzić do jej całkowitego wyginięcia. Kwiaty są czysto żółte z pomarańczowymi pylnikami, okółkowe, średnicy do 4 cm. Gatunek bardzo dobrze się rozrasta poprzez samoistnie ukorzeniające się ścielące pędy, jak i przez samosiew nasion zawiązywanych w znacznej ilości.
Po tych dwóch gatunkach, które trudno mi nazwać sukcesem w uprawie, dobrze mi się za to chowa Delosperma basuticum. Została odkryta i opisana w 1954 roku, przez Harriet Margaret Louisa Bolus (1877-1950), południowoafrykańską botaniczkę, która udokumentowała i zweryfikowała wiele taksonów tego rodzaju. Ona też nadała pierwotną nazwę obecnie uważaną już za mniej poprawną czyli D. congestum, a co odnosiło się do pokroju mocno wypełnionego i zwartego. Gatunek pochodzi z rejonów Drakensburg Mountains czyli Gór Smoczych – pasma leżącego na terenie RPA, Suazi i Lesotho, którego nazwa do roku 1966 brzmiała Basuto i od tego to wywodzi się łaciński termin basuticum. W dolinach panuje klimat przypominający śródziemnomorski, natomiast na obszarach wyżej położonych suchy kontynentalny i to właśnie tam rośnie ta delosperma. Uważana jest za najbardziej mrozoodporną z całego rodzaju, z przeznaczeniem do uprawy w ogrodach strefy USDA 5a, co znaczy temperatury do -28.9 ºC. Ja jednak okrywam zawsze stanowisko ilekroć prognozy są już w granicach -15 ºC. Jako pierwszą układam warstwą gałęzi świerkowych na którą rozpościeram folię, zapewniając dostęp powietrza po bokach i następnie daję kolejną warstwę jedliny. Samo okrywanie korą, ścinkami innych bylin czy gałęziami iglastymi bez wodoodpornej izolacji, powoduje najczęściej pleśnienie i zagniwanie. Warto też przy słonecznej zimowej pogodzie zdjąć całe okrycie i przewietrzyć roślinę, a i to zawsze jest okazja do podziwiania zimozielonych liści w śniegu, które u tego gatunku w ten czas stają się czerwonawe. Może zdarzyć się, że roślina na wiosnę będzie tylko w samych pędach, gubiąc jednak wcześniej liście. Niemniej jest na tyle żywotna and hardy, że potrafi się szybko i wspaniale zregenerować. Zdecydowałem się uprawiać na rabacie, ponieważ ma tu więcej miejsca niż na skalniaku, a i jest lepiej nasłonecznione. Stanowisko to zostało specjalnie przygotowane przez wymianę spodniej warstwy gleby na głębokości od 15 do 35 cm. Zamiast żyznej ziemi znajduje się tam teraz drobno kamienisty żwir. Synonim angielski White-eyed Ice Plant opisuje delospermę jako tę z białym czy też białawym oczkiem, które jednakże nie zawsze jest dobrze wyrysowane. Ponadto kwiaty są złotożółte, o pomarańczowych słupkach i pylnikach, o wielu wąskich piórkowych i różnej długości płatkach. Dość duże, średnicy do 5 cm, pojawiają się przez 2-3 tygodnie w maju i na początku czerwca, a także powtórnie sporadycznie w sierpniu. Są miododajne i oblatywane przez mniej lub bardziej pożyteczne ogrodowe owady, kiedy są otwarte, a co ma miejsce przez kilka godzin dziennie w czasie przypołudniowym w dni słoneczne. Przy pogodzie pochmurnej i bezsłonecznej, kwiaty pozostają zamknięte w pąkach. Widok Delosperma basuticum kwitnącej na znacznej powierzchni zawsze zapiera dech w piersiach – trudno znaleźć o tym pokroju i kolorze cokolwiek innego, co by sprawiało równie oszałamiające wrażenie wiosną. Nasiona zawiązywane są rzadko, stąd rozrastanie się pędów jest najbardziej znaczącym w powiększaniu stanowiska. W moim ogrodzie jest to ponad 1.5 m kwadratowego, po 6-7 latach uprawy bez dodatkowych rozsadzeń, a co też może być sposobem na zwiększanie kwitnącej połaci...