Sydonie (Bourbon/Portland)
syn. "Sidonie"
Hodowca: Frink Dorisy, Francja, 1846
Pochodzenie:
Wielkość kwiatu: 8 cm
Zapach: Mocny i słodki
Kwitnienie: Powtarza
Wysokość/szerokość: 1.5 m/1 m
Mrozoodporność: Strefa 5a (do - 28.9 ºC)
Nagrody:
Napotkałem problem próbując dokładnie oznaczyć "Sydonie", którą nabyłem od znanego serbskiego hodowcy Radoslava Petrovica. W swojej ofercie przedstawia ją bardzo zdawkowo jako Hybrid Perpetual, zapewne w oparciu tylko o fakt, że powtarza kwitnienie. W literaturze różanej "Sydonie" opisywane są dwie:
1. Róża burbońska (Burbon Rose), wyhodowana przez Frinka Dorisy w roku 1846, o kwiatach nie do odróżnienia od róży portlandzkiej "Jacques Cartier" (Robert-Moreau, Francja, 1868). Źródło – "The RHS Encyklopedia Of Roses", Ch. & B. Quest-Ritson, 2008.
2. Róża damasceńska powtarzająca (Damask Perpetual), wyhodowana przez Viberta w 1847, będąca siewką innej damascenki "Belle de Trianon" (Prevost/Vibert, Francja, 1830). Róża ta wymieniana jest m. in. w publikacjach Brenta C. Dickersona, w tym na jedynej takiej liście wszystkich róż wyhodowanych bezpośrednio przez Jean Pierre Viberta (1777-1866).
Porównywania w moim ogrodzie kwiatów, pędów i liści "Sydonie" oraz "Jacques Carter" wskazywały, że jest to róża Dorisy’ego. Starając się to potwierdzić trafiłem do witryny "Moje róże – moja pasja", znanej dla entuzjastów róż z racji przebogatego zbioru opisanych gatunków i odmian, jak też wielu szkiców i artykułów o tematyce różanej – przesyłam wyrazy uznania dla twórcy i gospodarza. W komentarzach do podniesionej przeze mnie kwestii "która róża to Dorisy’ego, a która Viberta?" znalazł się cytat z dzieła "The Rose" autorstwa Henry B. & George H. Ellwanger (1892), a odnoszący się do róży Viberta – "...its poor shape destroys its usefulness". Co znaczy, że ani kształtem kwiatu, ani jego użytecznością, ta "Sydonie" nie zachwyca. Trudno zaprzeczyć obu panom Ellwangerom, niemniej to nie mogą być słowa o tej róży, która trafiła do mojego ogrodu – zarówno kształt kwiatów jak i ich trwałość zasługują jak najbardziej na wyróżnienie i polecanie do uprawy. W moim ogrodzie...
Inna sugestia wskazywała, że "Sydonie" została wyhodowana przez Dorisy'ego, a później przedstawiona przez Viberta i jest to jedna i ta sama róża. Też zastanawiałem się początkowo nad tym. Odrzuciłem tę wersję ze względu na odmienne klasyfikowanie dwóch róż i podawanie przez wiele źródeł pochodzenia "Sydonie" Viberta (od "Belle de Trianon"), przy braku tego u "Sydonie" Dorisy. Dalej, istnieje niekwestionowane podobieństwo tylko jednej do "Jacques Cartier", natomiast róża Viberta jako damascenka musi wykazywać znaczące różnice.
Pozostaje też osoba Viberta jako hodowcy o niezwykłej sumienności i uczciwości. Przykładem tego może być nabycie w roku 1814 szkółki różanej Jacquesa Descemeta, w tym niekwitnących jeszcze siewek i potem oznaczanie każdej róży z tego źródła jako Descemeta. Tak też było z innymi różami i Vibert zawsze tego dokładnie pilnował – jak będzie można przeczytać dalej, jest to nie tylko moja opinia w tej materii. Vibert nie wziąłby róży innego hodowcy i sygnował jej własnym nazwiskiem. Wprawdzie było też tak, jak pisze o tym Brent C. Dickerson, że wprowadzano czasami na rynek różę pod nazwą, która już kiedyś się pojawiła, a nie była dalej oferowana na rynku czy też uległa zapomnieniu. Zdarzało się też, że dwie róże z różnych grup były określane jedną nazwą, jeśli były bardzo podobne. Nie robiono tego dla spodziewanego zysku, a z potrzeby klarowności i uproszczenia nazewnictwa. Kolejne zdjęcie "Sydonie" w moim ogrodzie, z widocznym niskim ułożeniem kwiatu i przy tym krótką łodygą, podobnie jak u Jacques Cartier"...
Nie będąc do końca przeświadczonym o dwóch różnych różach o tej samej nazwie, postanowiłem zasięgnąć opinii w powyższej sprawie u Brenta C. Dickersona. Wspomnijmy tu, że jest on autorem wielu cenionych opracowań na temat róż historycznych i autorem książek :
♣ "The Old Rose Informant" – zawiera wszystkie przetłumaczone po raz pierwszy na język angielski prace Jean Pierre Viberta na temat róż. Są tam historie o ich pochodzeniu, znaczeniu w kulturze, nazewnictwie, uprawie i hodowli. Jest też całkiem liczny dział poświęcony praktykom hodowców, w tym też praktykom niesumiennych, a uważanych przez Viberta za naganne.
♣ "The Old Rose Advisor" – dwutomowe wydawnictwo z 1992 roku o różach historycznych, zawierające opisy poszczególnych grup i reprezentatywnych odmian. Wzbogacone cytatami z prac hodowców wieku XIX.
♣ "Old Roses; Master List" – zestawienie 23335 róż historycznych, z których każda została opisana nazwiskiem hodowcy, datą wyhodowania, pochodzeniem (różami rodzicielskimi), klasyfikacją i kolorem kwiatów.
♣ "The Old Rose Adventurer" – zawiera szkice o starodawnych różach europejskich (Gallica, Damask, Agathe, Centifolia, Moss, Centifolia Pompons, Albas, Hemisphæricas, Pimpinellifolias, etc.), starodawnych różach krzaczastych i pnących (Rugosas, Bracteatas, Boursaults, Sempervirenses, Wichuraianas, Multifloras, Hybrid Musks, etc.) i unikalny rozdział o różach Pernetiana .
Mając powyższe na względzie trudno o większy współczesny autorytet w materii francuskich róż historycznych i dorobku życia Jean Pierre Viberta.
Odpowiedź na nurtujące mnie pytania dostała mi się bardzo szybko, a i nie spodziewałem się całkowicie, że dostanie mi się w tak miłej i interesującej formie. To wszystko świadczy nie tylko o wszechstronnej i rozległej wiedzy pana Dickersona, ale też o niezwykłości jego charakteru. Poniżej chciałbym przedstawić najbardziej interesujące fragmenty, a które jednoznacznie rozstrzygają sprawę pochodzenia przedmiotowej "Sydonie", w nawiasach znajdują się moje dopiski i zwroty oryginalne.
"... Frink Dorisy był rosarianinem z Beaume (miasteczko w departamencie Aisny, w północno-wschodniej Francji), hodowcą dziesięciu róż. Osiem z nich to róże burbońskie, jedna jest różą chińską, a jedna mieszańcem róży chińskiej. Trzy z jego burbonek, w tym "Sydonie Dorisy", zostały wprowadzone na rynek poprzez Monsieur Oudina w roku 1846. Pozostałe dwie to – "Charlemagne" i "Nicolas Roland". (...) Nazwa "Sydonie Dorisy" jest tą właściwą dla róży burbońskiej wyhodowanej przez Dorisy’ego, o kwiatach różowych i lila róż. Została wprowadzona aby odróżnić ją od "Sydonie" wyhodowaną przez Viberta w roku 1847, która jest różą damasceńską powtarzającą, o kwiatach w kolorze jasnym cielisto-różowym (light flesh pink). (...) Uważanie tych dwóch różnych róż za jedną i pomyłki z tego wynikłe są skutkiem faktu, że obie zawierają w nazwie ten sam wyraz – Sydonie. (...)
To prawda, Vibert był niezwykle sumiennym i uczciwym człowiekiem. Oprócz róż, które sam wyhodował, sprzedawał często róże innych hodowców jako wydania wyjątkowe (exclusive releases). Miało to zawsze miejsce tylko wtedy, gdy dokonał zakupu całości praw własności do róży, czyli w takim przypadku róża stawała się de facto "jego". Było to zgodne z praktykami w tamtych czasach, a i podobnie dzieje się też obecnie. W jednym czy dwóch przypadkach, jak sięgam pamięcią, hodowca wprawdzie sprzedał różę Vibertowi, ale też pozostawił krzew tej odmiany sobie i po pewnym czasie sprzedał następnemu pod nową nazwą. Zdarzało się też tak, że podobne róże zostały niezależnie wyhodowane przez dwóch hodowców, a co może powodować mylne myślenie, że miało tam miejsce pewne oszustwo. Ze wszystkich hodowców róż, których zarówno życiorysy jak i dzieła ich życia przestudiowałem, Vibert był jedynym tak stanowczym, pryncypialnym w sprawach praw własności hodowcy (plant breeder's rights) i słusznie dumnym z takiego postępowania. Jednym z moich najcenniejszych osobistych skarbów jest list własnoręcznie napisany przez Viberta, z jego podpisem. Przepełnia mnie duma, kiedy mogę trzymać w ręku tak samo ten list jak i czynił to kiedyś ten wspaniały człowiek. List, który jest mi talizmanem – przypomnieniem aby być szczerym, uczciwym i odważnym! ..."
Piękne to słowa, nieczęsto spotykane na co dzień, bo i ludzie już tak nie mówią. List Brenta C. Dickersona pozostanie w mojej pamięci, a i czuję się nim zaszczycony. "Sydonie" Dorisy'ego w moim ogrodzie...
Zatem wyjaśniła mi się sprawa pochodzenia "Sydonie" Frinka Dorisy'ego i potwierdziło wcześniejsze przekonanie, że róże są dwie – podobne tylko poprzez nazwę, a zupełnie odmienne przez pochodzenie, klasyfikację i charakterystykę. Przy opisywaniu kwiatów, jeśli zna się "Jacques Cartier", ich podobieństwo jest pierwszym narzucającym się skojarzeniem. Podobnie kwiaty tej "Sydonie" są pełne i płaskie, różano-różowe w centrum i jaśniejsze na obrzeżach. Płatki zewnętrzne są większe, zmniejszające się w kierunku centrum – co nadaje kwiatu kształt z "oczkiem" (buton eye) wypełnionym płatkami przypominającymi plisowane stalówki. Jak i u innych Portlandek, pędy są grube i silne, o bardzo krótkich międzywęźlach, które znacznie skracają się w kierunku pąków kwiatowych. To powoduje, że kwiaty osadzone są nisko i otoczone krezą z liści jak kołnierzem. Na jednym pędzie spotyka się od 3 do 5 kwiatów. Przy porównywaniu "Sydonie" i "Jacques Carter" należy obok podobieństw zauważyć też różnice – liście róży Dorisy’ego są większe i bardziej zaokrąglone, a pędy bardziej kolczaste. Jak podaje wspomniane źródło RHS te dwie róże bardzo rzadko kwitną w tym samym czasie – co i ja potwierdzam – więc aby przedłużyć sobie sezon z ich kwiatami warto uprawiać obie. "Sydonie"...
Słowo jeszcze o podwójnej klasyfikacji, która nie jest niczym nowym dla tych dwóch grup. "Sydonie" Dorisy'ego jest różą burbońską z racji swojego pochodzenia. Wywodzi się od "Rose Edouard" Perichona lub od innej róży przynależnej do tej grupy. Róże portlandzkie przyszły na świat w Anglii i są popularyzowane przez rosarian angielskich. W tym przypadku o "portlandzkości" zadecydowało podobieństwo do niewątpliwego wzorca dla portlandek, a jakim jest róża "Jacques Cartier". Podobnie do niej, "Sydonie" wykazuje się wysoką mrozoodpornością. Jakkolwiek, zalecam kopcowanie podstawy róży i stroisz nakładany na krzew. Zimuję tak wszystkie róże historyczne i Heritage, wykazujące mrozoodporność od strefy USDA 5a czyli wytrzymujące temperatury do - 28.9 ºC. Okrywanie pędów jest sprawą zasadniczą w utrzymaniu ich w dobrej kondycji, a co wiosną i latem bezpośrednio przekłada się na wigor wzrostu krzewu i samo kwitnienie. W moim prawie bezopryskowym ogrodzie, obie wspomniane róże sprawują się niezwykle dobrze, rosną zdrowo nie przysparzając problemów z chorobami liśćmi. Jedynym "problemem" wydawała się być sprawa poprawnego oznaczenia – ten nie tyle został rozwiązany co przyniósł mi tyle wiedzy, że tylko sobie życzyć więcej równie ciekawych róż!
- Brak komentarzy
Komentarze